Uzależniony od ruchu

Wreszcie jest, wreszcie przyszedł !!!

O kim mowa ? oczywiście o długo wyczekiwanym przeze mnie bidonie Powerade. I życie staje się piękniejsze ;) Czekałem na niego dokładnie od 22.05, ale było warto ;)

No może poza tym, że trzeba będzie go wyparzyć, bo trochę zalatuje plastikiem ;)


Oto i on !!!

Imię i motto jest na opasce silikonowej, którą można nosić na nadgarstku ;) Rewelacja ;)






Jak go trochę potestuję, podzielę się z Wami odczuciami ;) Pierwsze wrażenie takie, że jest poręczny i dobrze wykonany ;) 


EDIT: 28.08.2013

Bidon się pogiął. Jest strasznie miękki i nie wytrzymał używania go w uchwycie w rowerku. Napisy się pościerały, ogólnie poszedł w odstawkę na rzecz bidonu ISOSTAR o pojemności 1l. 


Jak tu nie zwariować ?

Kiepsko się dzieje ostatnio. Nie ma kiedy biegać, a każda wymówka jest dobra, żeby nie iść na trening. Najpierw wymówką były upały, bo duszno, bo parno ( w sumie coś w tym było, nawet wieczorem nie szło wytrzymać). Jak skończyły się upały, to zaczęły się ulewy i znowu była wymówka.

Jak już pogoda nadawała się do biegania to pojawiły się kłopoty z zębem, który tak skutecznie bolał, że nie było mowy o bieganiu. Na szczęście ząb został wyrwany, już prawie nie boli. Wczoraj już nawet wybrałem się pobiegać, było dobrze, aczkolwiek jeszcze trochę boli i boję się, żeby rana mi się nie otworzyła ;)

Apropos wczorajszego biegu, to była rewelacja. Pogoda świetna, fajne tempo sobie nadałem. Sama przyjemność po takim czasie nie biegania. No nic, wracam do regularności. Próbuję sam siebie przekonać, żeby zacząć wstawać 4:45 i wychodzić na bieganko rankiem, kiedy nie będzie wymówek ;)

Dobra dla mnie informacja jest taka, że pomimo obijania biegowego waga nie poszła w górę ( co zresztą pozytywnie mnie zdziwiło). Wręcz zauważyłem, że trochę spadło w dół ;)

Jak widać pomimo negatywów można dopatrzeń się jakiś pozytywów ;)

Weekend wstępnie szykuje się ciekawie. Zaplanowana wyprawa do Ostravic z noclegiem. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Jak się uda, to szykuje się weekendowe 230 km ;)

A co nowego na Blogu i dla Bloga ? Jak tylko przysiądę chwilę przy komputerze zaczynam pisać teksty dla www.poezjabiegania.pl . Zobaczymy co z tego wyjdzie ;)


To w sumie tyle ;)

Do zobaczenia na szlaku ;)

Rowerem na Annaberg

          I stało się, w końcu i mnie się udało dołączyć do ekipy jadącej na Annaberg, czyli Górę Świętej Anny, lub jak mówi się w skrócie na "Ankę".

Link do trasy na sport's trackerze ;)
http://www.sports-tracker.com/#/workout/gizmo1985/f8lsgs30ejmg4kbs






           Jest to malownicza miejscowość położona w województwie opolskim. Jak sama nazwa wskazuje mieści się na górze, która zresztą skutecznie daje popalić rowerzystom wybierającym się w odwiedziny.
Znana jest przede wszystkim z Zespołu klasztornego Franciszkanów.
          Oprócz wspomnianego Zespołu Klasztornego warty wspomnienia jest również amfiteatr na 7 000 miejsc siedzących i 23 000 miejsc stojących. Robi zresztą niesamowite wrażenie, ale o tym później :)

          Ekipa na początkowym etapie liczyła 10 osób. Spotkaliśmy się w Gliwicach na Toszeckiej, aby omówić szczegóły wyprawy i wybraliśmy się w trasę. Pogoda zapowiadała się nie ciekawie, było dość pochmurno i parno, co delikatnie mogło sugerować burzę. Pojechaliśmy w stronę Pyskowic, aby odbić z Toszeckiej na Czołgistów :) Dalej w stronę Dzierżna, Pławniowic, aż do Ujazdu, gdzie odbył się pierwszy dłuższy postój. Na tym odcinku pogoda znacznie się poprawiła, a brak ruchu na drodze bardzo pozytywnie nastrajał co do dalszej wyprawy :) Postój zakończył się zaraz po tym, jak udało się zrobić zakupy w sklepie, który dość niechętnie chciał się dla nas otworzyć tego niedzielnego poranka :)

         Uzupełniwszy zapasy płynów chłodzących z jeszcze lepszymi humorami udaliśmy się w dalszą podróż :) Widoki dookoła nieziemskie, asfalt przyjazny.

Sam podjazd na "Ankę" trzeba przyznać, że jest dość wymagający, ale nie jest nie do pokonania ;)



Przed samym wjazdem do samego centrum jest punkt widokowy, żeby złapać ostatni oddech. Widoki są nieziemskie. Stoi sobie stoliczek, ławeczki, jest opis okolicy, luneta ;) Idealnie ;)











Kolega Michał wspina się swoim ciężkim sprzętem do punktu widokowego ;)










Na samej górze, oczywiście pamiątkowe zdjęcie u bram Klasztoru. Niestety nie zwiedziliśmy, ponieważ trwały Nabożeństwa, a nie było czasu, żeby poczekać na przerwę pozwalającą na wejście bez zakłócania spokoju. No nic, będzie motywacja do następnej wizyty ;)







             W drodze powrotnej zaczepiliśmy jeszcze o największy amfiteatr o którym wspomniałem na samym początku. Całość na prawdę robiła niezłe wrażenie.


Był czas na chwilę zadumy nad krawędzią amfiteatru :)












Pamiątkowe zdjęcie z Michałem i plecami Darka na dnie amfiteatru :) I czas było jechać dalej ;)
















Oczywiście widząc sanki grawitacyjne po drodze nie mogliśmy oprzeć się ochocie wydania 5 zł na tak emocjonujący zjazd ;) Jednym słowem, jak dzieci ;)

Ale przejazd naprawdę ostry i emocjonujący ;) Poza nylonowymi szmatami na końcu, które służą za znacznik gdzie hamować :) Oczywiście nie wiedziałem i w dziób dostałem ;)







Podjazd po emocjonującym zjeździe nieco bardziej relaksujący ;)
No i niestety czas na powrót w stronę domu ;)











           Droga powrotna jak można się było spodziewać po podjazdach była dość intensywnym zjazdem ;) Lekko pochylony bez używania pedałów osiągnąłem 50 km/h ;) Wiatr we włosach, dźwięk opon, coś pięknego ;) Zjazd trwał z dobre 10 minut ;)

          Jadąc zaczepiliśmy jeszcze o Biedronkę zakupić artykuły spożywcze na ognisko ;) Cel podróży i ogniskowania -> Jezioro Srebrne ;) Po lekkim poszukiwaniu drogi prawie zostaliśmy przejechani przez pijanego kierowcę w PIkaczento (jako przykładni obywatele zgłosiliśmy ten fakt na 112 ;) ).


           Jezioro srebre, bardzo ładny przybytek, jednak okazało się, że kazano nam zapłacić 5 zł/os za wjazd :) Miło się uśmiechając pojechaliśmy dalej ;)

           Po dłuższej trasie w końcu znaleźliśmy jakiś zbiornik wodny, gdzie mogliśmy się rozbić ;) Powstało ognisko, kiełbaski poszły w ruch.



Pyszna kiełbasa, doborowe towarzystwo, fajna miejscówka pozwoliła nam na regenerację sił ;) Przy okazji poznaliśmy przemiłego Pana Leśnika :)














Czekając na goniącego nas 11-go uczestnika wyprawy Bartka był również czas na drzemkę ;)








         Bartek dogonił nas szczęśliwie i mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Słońce świeciło w plecy, wiaterek lekki łagodził gorąco, pogoda rewelacyjna. Dogoniwszy grupę, która nieco wcześniej pojechała przed siebie sukcesywnie połknęliśmy ostatnie kilometry rozdzielając się na ekipy Gliwice / Zabrze + R. Śl. na ścieżce technicznej wzdłuż autostrady.


        Ekipa Zabrzańsko/Rudzka postanowiła zaczepić jeszcze o lotnisko ;) Gdzie udało się nam pooglądać start człowieka z silnikiem na plecach ;)



        Z lotniska droga prowadziła już prosto do domu przez Pszczyńską, gdzie niestety udało mi się nie wypiąć z kosza w pedale i zaliczyć przewrotkę na skrzyżowaniu. Nie wiem jak mi się to udało zrobić w każdym razie dość mocno stłukłem kolano ;) Wstałem jednak i podążyłem w kierunku domu. Na Knurowskiej rozdzieliliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę :)

         Podsumowując był to chyba najlepszy wyjazd jaki zaliczyłem w życiu. Impreza męcząca fizycznie, ale do polecenia wszystkim. Zrobione 153 km. 
          Zabawa przednia, towarzystwo jeszcze lepsze, pogoda boooska :)
Szacun dla wszystkich z ekipy za wytrwałość zwłaszcza dla Adasia i Bartka, którym faktycznie wyjazd dał popalić :) 

Aż czekam na następną podróż :) W planie jest wyprawa gdzieś, kiedyś z namiotem ;) 


Pauza w treningach, a waga.

      Czytałem kiedyś różne opinie na temat wstrzymania treningów. Przeważająca opinia mówiła, że chwilowe wstrzymanie treningów nie powoduje tak strasznego skoku wagi.
Ostatnie zawirowania wokół różnych spraw w moim życiu spowodowały wstrzymanie treningów. Z kolei gdy już biegać można zepsuła się pogoda.

          Dzięki temu przestojowi miałem okazję sprawdzić tą teorię, nie powiem, żebym trochę się nie bał tego sprawdzenia. Jakie wnioski przyniósł mi ten test ?
2 tygodnie bez biegania nie spowodowało żadnego efektu nie chcianego. Waga stanęła w miejscu, a momentami nawet wskazywała trochę mniej.

           Jakie pozytywne skutki tego przestoju ?
Nabrałem znów chęci do treningów ;) Przestały mnie boleć nogi ... CHCĘ ZNOWU BIEGAĆ !!! :)

Tą optymistyczną notką na dziś skończę :)
Do zobaczenia na szlaku ;)

Test Cardio Connect

          Po kilku testach samych pulsometrów przyszedł czas na sprzęt do "zrzucenia" i analizy danych na komputerze. Dlaczego słowo zrzucenia jest w cudzysłowie dowiecie się w dalszej części testu.
Oczywiście muszę dodać, że również ten test by się nie odbył dzięki uprzejmości Kolegi Adama.

PIERWSZE WRAŻENIA:

           Cardio Connect to mała pastylka z uchwytem do mocowania na pasku, gumce spodni, rękawie. Pierwsze wrażenie w kontakcie z tym urządzeniem, to solidność i estetyka. Całość jest przyjemna dla oka i wykonana z dobrych materiałów.



            Całość wyposażona w jeden przycisk, gniazdo USB, oraz diodę sygnalizacyjną. Minimalizm w pełnej formie, pomimo, że nie lubię zaglądać do instrukcji, tutaj jest to niezbędne, ponieważ jeżeli chcemy wiedzieć o czym dioda do nas mówi musimy niestety sprawdzić w instrukcji. 

INTERFACE: 

             Tutaj sprawa jest dosyć skomplikowana. Na początku istnienia systemu dostępne było t.zw. oprogramowanie desktopowe, czyli instalowane na komputerze jak np. GG. Wszystko było przyjemne, przejrzyste, szybkie, łatwe w analizie. Będąc w dobie społeczeństwa social-media producent postanowił stworzyć serwis online, który niestety już tak przejrzysty nie jest. Jest zbyt kolorowy, i zbyt .... hmm ... społeczny. 

          Poniżej zrzut ekranu ze starego systemu. Wykres przedstawia sesję Zumby. Rozgrzewka + 5 minutowe sesje z przerwami na regenerację. Jak widać wszystkie dane przedstawione w sposób czytelny, jasny. Tutaj można pobrać instrukcję starej wersji oprogramowania. 

Stary interface


         Następne zdjęcie przedstawia "społecznościową" wersję oprogramowania. Być może niektórym przypadnie do gustu, jednak w moim odczuciu jest nieco nieczytelny. 

Nowy Interface

GDZIE JEST HACZYK ? 

        Pisałem na początku, że urządzenie służy do "zgrywania". Przyszła pora na wyjaśnienie cudzysłowu. Urządzenie nie zgrywa danych z zegarka, tylko jest autonomicznym urządzeniem, które musimy mieć przy sobie, żeby dane zostały zgrane. Pastylka łączy się z pasem i pobiera dane tak samo jak zegarek, także jak na to nie spojrzeć dochodzi kolejne urządzenie, które musimy mieć ze sobą. 

PODSUMOWANIE:

         Jak zwykle w przypadku urządzeń tego producenta nie można mieć zarzutów co do jakości wykonania. Całość zgrabna, przyjemna i dobrze spasowana. Co do ceny (ok. 80 zł), ciężko się wypowiedzieć, tutaj wszystko zależy od naszych potrzeb, aczkolwiek nie uważam, żeby było to niezbędne urządzenie dla początkujących biegaczy, a za cenę pulsometr (ok. 160 zł) + (Cardio Connect ok. 80 zł) można zacząć się rozglądać za jakiejś wyższej klasy urządzeniem z nieco niższej półki, ale zawierającej już możliwość zgrywania z zegarka. 
        Jednym słowem, jeżeli planowaliście zakup tego urządzenia, bo np. posiadacie już pulsometr do zestawu polecam



INSTRUKCJA: 

Jak zwykle na końcu artykułu do pobrania instrukcja obsługi niestety w wersji angielskiej, jednak w razie potrzeby służę pomocą w tłumaczeniu. Zapraszam do kontaktu.