Padło hasło Dzierżno - nie trzeba było długo namawiać. Pooglądaliśmy co się dzieje wokół i pojechaliśmy dalej. Trasa minęła niezwykle szybko, z czego w sumie nie byłem rad, bo chciałem dalej, dalej ;)
Szybki rekonesans i wybór miejsca padł na brzeg jeziora, trochę w krzakach osłonięci przed wzrokiem gapiów, daleko od drogi. Miejsce na ognisko już było, pozostało zebrać kijków i rozpalić ogień. Nauczyłem się, jak rozpalić ognisko bez rozpałki. Wystarczy niewielka ilość kory z brzozy i nie potrzeba papierów, gazet. Do pełni zgody z naturą brakowało krzesiwa zamiast zapalniczki, niestety żaden z nas nie posiadał. Michał posiadał za to plandekę, na której niezwykle wygodnie się siedziało (i leżało).
Zachód Słońca nad Dzierżnem |
Rozpalili, upiekli, zjedli i koło godziny 21 wybraliśmy się w drogę powrotną. Ta sama ścieżka wyglądała już nieco inaczej o zmierzchu. Był klimat, było fajnie :) Bocznymi drogami gawędząc udaliśmy się w kierunku domu, aby położyć się i odpocząć po pełnym emocji dniu :) Na stacji benzynowej spotkaliśmy jeszcze mega uśmiechniętego człowieczka poszukującego drobnych, który życzył nam dużo zdrowia, bo fajni z nas ludzie.
Do domu ściągnęliśmy ok. 23:30, zrobiwszy ok. 70 km. Wzrok Mojej Agnieszki był bezbłędny :) Wyrażał zdziwienie i nie zrozumienie pasji jeżdżenia po nocy :).
To był fajny wieczór pełny dymu, dobrej kiełbasy, zachodu Słońca i pogawędek na wiele życiowych tematów. ... Dobrze rozpoczęty tydzień ...
fot. Michał Kurowski |
Był też czas na leżenie :) - fot. Michał Kurowski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz