Uzależniony od ruchu

Orlen Warsaw Marathon - relacja

Orlen Warsaw Marathon był dla mnie zaskoczeniem. Oczywiście nie zaskoczyła mnie jego obecność w biegowym kalendarzu, ale udział w tym biegowym święcie.

To, że chciałbym go przebiec wiedziałem od początku. Wprost o tym marzyłem, ale jak to życiu nieco się pokomplikowało. Wspólne treningi, które gwarantowały darmowy wstęp niestety zgrywały się z innymi obowiązkami, więc nie mogłem uczestniczyć.

        W sumie tydzień przed startem zaskoczyła mnie pozytywna informacja, otóż za pośrednictwem  OSHEE na Facebook'u wygrałem pakiet !. Szyba decyzja, dogranie transportu i jadę ! Oczywiście nie biegałem już nic więcej, żeby dać mięśniom odpocząć. W tak zwanym międzyczasie wpadłem jeszcze do Warsztatu Koszulkowego w celu stworzenia jedynek, niepowtarzalnej koszulki, równie pokręconej jak ja. Z tej papki powstała koszulka idealnie oddająca to, co mam w głowie ;)

Jedziemy z tym koksem ! Panie szofer gazu !


        Zebrała się grupa, znalazł samochód i w ten oto sposób w sobotę o 10 wyruszaliśmy radosną ekipą w stronę Warszawy. Jechaliśmy, a każdego prowadził inny cel. Dla niektórych OWM był miejscem pobicia życiówek, dla innych debiutem, dla jeszcze innych kolejną sympatyczną imprezą, na której warto być. Dojechaliśmy i nadszedł czas na pierwszy kontakt. Odbiór pakietów, gdzie przez awarię systemu musiałem trochę czasu spędzić, na szczęście trafiłem na przemiłą Wolontariuszkę, z którą sympatycznie porozmawialiśmy sobie o życiu. Był czas na fotki, był czas na zwiedzanie targów. Zobaczyliśmy na żywo m.in. Jerzego Skarżyńskiego, Beatę Sadowską, Mo Farah'a. Rewelacja !

STOP, czyli chwila na poważnie !


       Ania wspomniała o wizycie w Klinice "Budzik", czyli szpitalu, w którym opiekują się dzieciaczkami, które są w śpiączce i czekają na wybudzenie Leży tam Natalka, dawna podopieczna Anuli. Nie potrzebowaliśmy nic więcej, jednogłośne tak i jedziemy do szpitala. Więcej o Natalce i o tym, jak możecie Jej pomóc znajdziecie na profilu na Facebooku'u TUTAJ. Jeżeli nie możecie finansowo, to wpadnijcie chociaż i zostawcie dobre słowo. Śliczna dziewczynka, robi postępy, trzymam za Nią kciuki !

Biegniemy ... czyli dość fotek, czas się spocić !


       Pobudka 6:00. Kąpiel, śniadanko i można wskakiwać  w ubranka do biegania. Chwila spaceru, tramwaj i już jechaliśmy na stadion ;) Szybkie rozeznanie na miejscu, ostanie ustalenia i już nawołują na strefy startowe ... nie ma odwrotu, trzeba iść.

       Udziela się pomału atmosfera zawodów, pojawiają się pierwsze nerwy. Głowa zaczyna pracować. 3:45 -4:00. Tym razem nie biegnę sam ! Łukasz celuje 4:00, więc przy odpowiednim nastawieniu trafimy między moje zakładane 3:50, a jego 4:00.
Kolejny spacerek i odnajdujemy swoje strefy. Ostatnie słowa otuchy i żegnamy się z Dawidem, Markiem, Anią (tymi szybszymi w naszej ekipie). Wraz z Łukaszem i Michałem dreptamy do strefy czarnej

       I ruszyli, balony poszły w górę, tłum zaczyna iść. Jeszcze nie widziałem tak wielkiej ilości biegaczy w jednym miejscu. Kamery, aparaty, helikoptery, drony ... czułem się jak gwiazda ;)

       Pogoda sympatyczna, chłodno, lekki deszczyk chłodzi ciało, jest dobrze. Trzymamy założone tempo w okolicach 5:27. Jest dobrze. 5km, mamy zapas, 10 km tak samo. Biegniemy, żartujemy, opowiadamy bzdury, ogólnie jest wesoło. Wyprzedzamy ludzi, nogi niosą. Oby tak dalej. 15 km w nogach już lekko czuć, ale niosą. Punkty odżywcze bogato zaopatrzone, często rozstawione, można się najeść i opić ;)


        20 km, półmaraton za pasem ... a tutaj jeszcze druga połowa. Pojawia się lekkie zmęczenie, żarty już ustępują drogi skupieniu się na biegu. Jest dobrze. 25 km, spotykamy Tomasza Lis-a rozdającego wodę, rewelacja. Mijamy i mija nas mnóstwo pozytywnych ludzi. 27 km, pierwsze oznaki słabości, coś w udach siedzi, coś męczy. Łykam żel, piję, szybka wizyta w WC i lecimy dalej. Wracają siły. Biegniemy razem... 33 km, powtórka z rozrywki po Silesia Marathon. Spotykam się ze ścianą, sam na sam, jak mężczyzna z mężczyzną. Macham Łukaszowi, żeby biegł, bo wiem, że tą walkę muszę stoczyć sam. Aż do 35 km udaje mi się wygrywać, biegnę, już nie tak szybko, ale biegnę. 36 km, tylko 6 km, ale jak się okazuje aż 6 ...Idę, biegnę, idę, biegnę ... Napiję się, będzie dobrze ... wcale nie jest dobrze ... może żel ... też nic ... Toczę taką walkę samotnie do 37 km, gdzie dobiega do mnie Marcin, Jemu też ciężko, odtąd walczymy razem, jest słabo, ale brniemy na przód.

       38 kilometr zasługuje na osobny akapit. Tutaj czekała na mnie niespodzianka. Nasze dziewczyny postanowiły zrobić niespodziankę i przyszły aż tutaj, żeby kibicować. Pozytywna dawka energii, szybki buziak od mojej Agnieszki i możemy lecieć dalej.

        Jest ciężko, bolą nogi, uda dają się we znaki. Wszystko pali. Głowa chce iść, nogi nie koniecznie. Walczymy sami aż do 40 km, gdzie pojawia się nagle Hubert ! Szybka reprymenda i są siły, biegnę, znów zwalniam, znowu słyszę słowa otuchy, biegnie za mną, nie odpuszczę, nie przyniosę mojemu miastu wstydu. Wyprzedza mnie, został 1km. Biegnę, ostatnie 700 m, nie dam się ! Przyspieszam, w głowie huczy, nogi rwą, nie dam się Mijam Huberta, wyprzedzam, uniesienie w górę kciuków, coś do mnie mówi, nie słyszę biegnę. 300, 200, 100, META ! Tak zrobiłem to. Zegarek mówi, że 3:57 netto. Więcej niż zakładałem, ale może być.

      Folia na plecy, woda, izo ... idę odpocząć.
Wyciągam telefon, sms, 3:56:57 - czas z Silesii poprawiony o 2 minuty .... Pozytywnie !

       Idziemy do hali masaży, kładę się na ziemię, na uda lód, przykrywam się folią i jest mi wszystko jedno ... dobrze mi ... czekam na naszych  !

Nie płacz, kiedy odjadę ... 


       Wracamy do hotelu, prysznic i można wracać do domku. Było pięknie. Jestem zmęczony, ale diabelsko szczęśliwy. Pokonałem kolejny Maraton ! Chcę więcej !.

Prolog, czyli podziękowania, przemyślenia, and other !


       Było doskonale. Piękna ekipa, poznałem nowych, kapitalnych ludzi, pełnych pasji, zapału, super !. Organizacja zawodów rewelacyjna, nie ma się do czego przyczepić ... no może medale mogły być ładniejsze ... ale czy to o medal chodzi ? :)

Jedno jest pewnie, wrócę na tą trasę, wrócę do Warszawy wyrównać rachunki ! Ja tak łatwo nie odpuszczam ! :) 

      Cieszę się, że się udało, cieszę się, przede wszystkim, że były ze mną dwie super ważne dla mnie osoby dwie moje Agnieszki !. Czyli moja przyszła Żona, mała Agnieszka i duża Agnieszka, nasza psiapsiółka od serducha ! Dzięki też dla Ani, która przyjechała kibicować nam i swojemu "Chopu" Michałowi aż z Olsztyna :) Pozytywnie ! :)

Resztę opowiecie sobie oglądając zdjęcia.


Od lewej: Michał, Marek, Łukasz, Agnieszka (duża), Agnieszka(mała), Dawid, Ania, no i na dole ja 
Przed rozejściem się na strefy

Trochę głupawki :)


START !

Przytulaski z moją Agnieszką 
Tak, udało się (TomTom Cardio Runner)

Z Marcinem 
Czas do domu !

Share This

1 komentarz: