Dobra, nie jest to jakiś szczególnie ideologiczny protest, takie moje wewnętrzne przemyślenie.
Wiem, że żele są modne, fajne, smaczne i ogólnie coool, ale tak analizując wszystkie za i przeciw, mnie osobiście są słabo potrzebne. Spytacie dlaczego ? Odpowiadam. Biegnąc na zawodach mamy do dyspozycji punkty żywieniowe. Z zawodów na zawody punkty te stają się coraz bardziej wyposażone. Ciastka, batony, banany. Jedzenia na trasie nie brakuje. Powiem więcej ! Naturalnego jedzenia. Do tego nie potrzeba litrów wody, bo słodkie, bo się klei, bo nie dobre.
Widzieliście kiedyś Kenijczyka, który ma przy sobie jakieś żele ? Oni nawet bidona z wodą nie mają ze sobą. Ok, jeżeli biegasz bardzo szybko, być może faktycznie spalasz
energię szybciej niż ja i nie jesteś w stanie utrzymać jej między punktami żywieniowymi.
Czy próbowałem bez ? Jasne, że próbowałem.
Swój nieoficjalny maraton przebiegłem nie używając żelu. Całą drogę popijałem wodę + izotoniki, a żywiłem się batonikami (jeden batonik) z miodem i owocami (tylko dlatego, że w sklepie nie było bananów). I co ? Przeżyłem ?
Nie tak dawno pobiłem nieoficjalnie wszystkie swoje życiówki (połówka w 1:29, średnie tempo 4:19). Zrobiłem to bez jakiegokolwiek wsparcia chemicznego. Miałem ze sobą bidon z wodą i rozpuszczoną w nim połówką tabletki multiwitamina, a za sobą miałem kolację złożoną z kiełbasy z grilla i szklanki piwa.

Jaki z tego wniosek ? Może wystarczy zjeść dobry, syty posiłek dwie godziny przed biegiem ?
Nie uważam się za eksperta i specjalistę w tej tematyce. Jestem po prostu jednym z wielu. Spędziłem już jednak trochę czasu w biegu, jak również w innych formach ruchu i od dłuższego czasu pomysł na taki post chodził mi po głowie. ..
Co Wy o tym sądzicie ? Czy nie jest to napędzanie rynku i nabijanie kieszeni producentom ?
No właśnie temat na czasie i myślę, że ile biegających tyle opinii ;). Generalnie uważam, że nie odżywianie się podczas długiego biegania to duży błąd, choć sama nigdy tego na treningach nie robię ;). Ale też nie biegam na głodniaka, zawsze staram się odpowiednio "nawęglić" i "docukrzyć" przed biegiem. Żelem wspomogłam się w Żywcu, natomiast raz na treningu zjadłam batonika by sprawdzić czy mój żołądek to wytrzyma. Czy batonik ma mniej chemii niż żel? Nie sprawdziłam tego. Natomiast żel ma za zadanie szybko się wchłonąć i szybko zadziałać i to jest chyba optymalne rozwiązanie. Zakładając, że mają pomóc na zawodach a nie na każdym treningu "pod blokiem".
OdpowiedzUsuńCo do punktów odżywczych - zawsze mam ze sobą wodę bo nie potrafię pić z kubka, poza tym czuję się bezpieczniej gdy mogę się napić w każdej chwili. Jedzenie - nie grałam jeszcze udziału w zawodach gdzie organizator zapewnia "przekąski", ale biorąc pod uwagę Twoją przygodę z czekoladą... nie jestem pewna czy nie lepiej mieć własny prowiant.
Ostatecznie oczywiście wolałabym biegać bez balastu w postaci bidonu (na zawodach), ale najpierw muszę opanować trudną sztukę picia z kubka podczas biegu ;).
A no i jeszcze jedno.... uważam, że Twoje 42 km w upale bez żeli z trzema kulami u nogi to duży wyczyn, bo nie sztuką jest biec równo zajadając żele. ;))
Oczywiście, całkowicie się zgadzam, że nie jedzenie też jest złe. Ale uważam, że odżywiając się odpowiednio przed zawodami nie ma konieczności jedzenia żelu. Co do moich przygód z żołądkiem ... na własne życzenie to zrobiłem, nie zjadłem sprawdzonego banana, tylko chciałem cudować ... i wyszło ;)
OdpowiedzUsuńA co do balastu ... chyba trochę przesadzasz, zwróć uwagę, że 42 wyszło przy okazji wspólnego biegania. Samemu bym tego nie wybiegał :)